EuroVolley, czyli czas na rewolucję!

60 tysięcy widzów zebranych na PGE Narodowym miało zobaczyć grupę czternastu facetów zdolnych do walki o tytuł Mistrzów Europy. Zamiast tego zobaczyli drużynę bez pomysłu, świeżości, polotu, a co chyba w tym wszystkim najgorsze, bez zawziętości, która pozwoliła zdobyć trzy lata temu tytuł Mistrza Świata. Tylko… Czy główna impreza sezonu, zorganizowana w naszym kraju, miała tak wyglądać?

Wielkie nazwiska w kadrze, podwójny Mistrz Polski na ławce trenerskiej, znający naszą ligę niemal od podszewki, miał zapewnić powrót polskiej reprezentacji na top już podczas tegorocznych Mistrzostw Europy. Po pierwszym meczu trudno oprzeć się wrażeniu, ze jego drużyna zrobiła potężny krok wstecz. Już tegoroczna Liga Światowa nie napawała optymizmem, ale przyjęliśmy ze spokojem tłumaczenie, że Polacy są w ciężkim treningu, że forma przyjdzie na europejski czempionat. Memoriał Wagnera, ostatni sprawdzian przed turniejem, zostawił, pomimo końcowego tryumfu, więcej pytań niż odpowiedzi. Pokazał jednak jeden, bardzo istotny, element układanki – na ławce rezerwowych są ludzie gotowi do pociągnięcia gry polskiej drużyny. I to właśnie rezerwowi wyciągnęli z opresji biało-czerwonych podczas ostatniego testu z Rosją. Dzięki nim to spotkanie nie skończyło się kompletnym blamażem a końcowym zwycięstwem.

Przyszła impreza sezonu. Nadzieje kibiców rozbudzone, bo wszyscy liczą na medal. I nie boją się o tym mówić ani zawodnicy, ani sztab szkoleniowy. Prezes PZPS dodaje, że celem na turniej jest miejsce w czołowej trójce, a każdy gorszy rezultat będzie odebrany jako porażka. Tymczasem mecz otwarcia z Serbią sprowadził wszystkich na ziemię. Trudno jednak inaczej określić spotkanie, w którym zespół samą zagrywką oddaje 15 punktów przeciwnikom. Jeśli dołożyć do tego błędy własne w ataku, można wysunąć wniosek, że Serbowie wygraliby seta siedząc na parkiecie. Dokładając ich naprawdę dobrą dyspozycję w polu serwisowym i bloku, tego meczu przegrać nie mogli. A my? Czekaliśmy, aż pojawi się pomysł na grę. Na boisku go nie było widać, więc może to dobry moment na wprowadzenie kogoś z ławki? Nie licząc podwójnych zmian na koniec setów, nic takiego nie miało miejsca.

Może ktoś mieć wątpliwości, czy Ferdinando de Giorgi miał kogo wprowadzić na parkiet. Ależ jasne, że miał! Potrzebny przykład? Proszę bardzo! W trzecim secie na parkiecie pojawił się Łukasz Kaczmarek, 23-latek, który był w stanie pociągnąć grę całego zespołu. Właśnie po jego zmianie odrobiliśmy pięć oczek straty do Serbów i gdy wydawało się, że już wróciliśmy do tego meczu, nasza gra znowu się zaczęła sypać. Dawid Konarski właściwie przez cały mecz był pod kreską. Niezależnie, czy mówimy o grze w ataku bądź zagrywce. Taka ilość błędów nie powinna przytrafić się zawodnikowi tej klasy w tak ważnym meczu. Sztab szkoleniowy jednak nie pomógł Polakom walczyć z przeciwnikiem i własnymi słabościami, ale patrzył jak problemy się piętrzą i piętrzą. A pomoc w tej sytuacji była absolutnie niezbędna.

Stephane Antiga rokrocznie wprowadzał do kadry młodych zawodników i nie bał się udowodnić, że stać ich na grę na światowym poziomie. Nie można udawać, że Mateusz Mika nie był jednym z głównych motorów napędowych polskiej kadry na mundialu, że Mateusz Bieniek został wybrany do najlepszej drużyny turnieju kwalifikacyjnego w Berlinie. De Giorgi miał z kogo wybierać, wszak w tym roku Polacy zdobyli tytuł Mistrzów Świata U-21, grając kapitalny turniej. Przy naszych problemach z rozgrywającym, może warto byłoby skorzystać z Łukasza Kozuba? Mecz otwarcia pokazał, że wystawy Fabiana Drzyzgi były bardzo czytelne dla serbskiego bloku. Świetnym przykładem, że takie rozwiązanie ma sens jest właśnie sam Drzyzga. Na polskim mundialu młody były rozgrywający Asseco Resovii był wspierany przez Pawła Zagumnego, który tym turniejem kończył karierę. I na poziom „mózgu” naszej drużyny w żadnym momencie czempionatu nie mogliśmy narzekać. Może warto było zaryzykować i postawić na Bartosza Kwolka, który mógłby wspomóc nie będącego w najwyższej formie Bartosza Kurka? Odpowiedzi na te pytania nie poznamy przed końcem Mistrzostw Europy. Pozostaje mieć nadzieję, że EuroVolley nie okaże się turniejem straconym. Że przyjdzie sukces, mający urodzić się w ciężkich bólach. A potem będziemy mogli znowu usiąść i myśleć o przyszłości.