Rosberg – zasłużył, czy nie zasłużył?

Jeszcze przed zakończeniem weekendu w Abu Dhabi rozpoczęła się dyskusja czy Rosberg zasłużył na tytuł mistrzowski, czy nie. Nie przeszkadzał w nich fakt, że Niemiec jeszcze niczego sobie nie zapewnił. Więcej było głosów, że to Hamilton lepiej prezentował się w tym sezonie. A jak było naprawdę? Sprawdźmy!

Podstawowy punkt odniesienia? Klasyfikacja generalna. Tam to Rosberg był o 5 punktów lepszy. No, ale bądźmy poważni. To nikogo nie interesuje, bo każdy to widzi. Idąc dalej, zaczynają się pewne schody. Niemiec mistrzem, choć to Hamilton częściej wygrywał wyścigi (10-9 dla Brytyjczyka). W kwalifikacjach jego przewaga była jeszcze większa (12-8). To pokazuje, że w suchych statystykach najważniejsze czynniki były po stronie byłego już Mistrza Świata. Co więc przyczyniło się, że ostateczny wynik rywalizacji stał się dla niego niekorzystny?

Porównajmy ilość pecha po stronie obydwu kierowców. Zaczniemy od Hamiltona. Kiedy Rosberg w GP Chin cieszył się pustym torem przed sobą, Brytyjczyk przebijał się z końca stawki po awarii bolidu w kwalifikacjach. Później, gdy walka o mistrzowski tytuł wkraczała w decydującą fazę, Lewis nie ukończył wyścigu w Malezji. Ta ostatnia sytuacja znacząco zmieniła sytuację w klasyfikacji. zamiast zmiany pozycji na czele i 5 oczek przewagi Hamiltona, Rosberg powiększył różnicę do 23 punktów. Wielu zapyta, jak to miało wpłynąć na rywalizację, skoro do końca pozostało jeszcze 5 wyścigów? Już wyjaśniam. Po nieudanym dla Hamiltona starcie na Suzuce, zresztą kolejnym w tym sezonie, świetnym wyścigu Verstappena i bezproblemowym zwycięstwie Niemca, jego przewaga wzrosła już do 33 punktów przy 4 rundach do końca sezonu. Przy 4 wygranych Brytyjczyka i 4 drugich miejscach jego partnera z zespołu, różnica mogła zmaleć o „jedynie” 28 punktów. Przy przewadze, jaką mimo wszystko w tym sezonie miał Mercedes, bardzo trudno liczyć na to, że ktoś się wmiesza między duet „Srebrnych Strzał”. Tak też zresztą, to już wyglądało do końca sezonu.

Co do Rosberga. Poza kolizją w Austrii na ostatnim okrążeniu i nierównej walce w Kanadzie, obeszło się bez większch dramatów na przestrzeni całego sezonu. Jasne, można się upierać, że w Monte Carlo miał pewne problemy z bolidem, które uniemożliwiły mu walkę o zwycięstwo. Nie zmienia to jednak faktu, że ilość pecha jest zdecydowanie większa po stronie Brytyjczyka, który kilkukrotnie w tym sezonie musiał przebijać się z końca stawki. Hamilton też nie pomógł sobie w Baku, gdzie podczas Q3 popełnił bardzo prosty błąd rozbijając swój bolid i tracąc kilka cennych punktów podczas wyścigu.

Ten sezon wybitnie pokazał, jak działał Mercedes przez ostatnie lata. Kiedy tylko byli w stanie, starali się pomagać Rosbergowi. Może nie na tyle otwarcie, jak to wyglądało choćby w tym roku, ale modele pewnych zachowań się powielały na przestrzeni ich całej dominacji. Hamilton niejednokrotnie uderzał w cały dział kierowniczy, ale ciężko mu się dziwić – pewna „faworyzacja” była widoczna gołym okiem. Wystarczyło się tylko nieco zagłębić i proste wnioski można było wydobyć bez najmniejszych problemów.

Nie będę teraz oceniać, czy tytuł mistrzowski został podarowany ,czy nie. Rosberg ma 5 punktów więcej w klasyfikacji, więc będziemy go przez najbliższy rok nazywać Mistrzem Świata. Jedno jest pewne – do perfekcji wykorzystał okazję, która mu się nadarzyła, i za to z pewnością należą mu się gratulacje. Nie da się jednak ukryć faktu, że to Hamilton wydaje się być lepszym kierowcą, nie tylko na przestrzeni całej kariery, ale także w tym roku. Pozostaje mieć jedynie nadzieję, że w przyszłym roku, po zmianach regulaminowych, Mercedes nie będzie miał tak wielkiej przewagi i będziemy świadkami pięknej walki, na równych zasadach, wśród większej liczby kierowców. I tego się trzymajmy…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *