Archiwa kategorii: Formuła 1

Historia zatacza koło, czyli jak Robert Kubica walczy o powrót do F1.

6 lutego 2011 roku cały świat motorsportu zwrócił uwagę na lokalny rajd Ronde di Andora, gdzie doszło do dramatycznego wypadku. Wypadku, w którym karierę, jak się wówczas wydawało, stracił Robert Kubica – jeden z najbardziej cenionych kierowców Formuły 1. 6 czerwca, blisko 6.5 roku później, Polak powrócił na drogę do królowej wyścigów otrzymując możliwość testów z zespołem Renault – ekipą, w której miał startować w sezonie 2011.

Pierwsze informacje, jakie docierały do kibiców mówiły o wielu złamaniach ręki i nogi, powstałych w wyniku uderzenia bariery, która przebiła Fabię polskiego kierowcy. Po wielogodzinnej operacji udało się uratować rękę Kubicy, choć pojawiały się plotki o możliwości jej amputacji. Lekarze jednak dość szybko zdementowali te informacje.  Po wielu następnych zabiegach Robert odzyskał prawie pełną możliwość ruchu w prawym łokciu.

Mając świadomość, że jest ona jednak nadal zbyt mała, aby powrócić do wyścigów na torze, Polak postanowił na poważnie przesiąść się rajdówki, kontynuując proces rehabilitacji. Po zdobyciu tytułu w WRC2 przeniósł się do najwyższej kategorii Rajdowych Mistrzostw Świata. Nie byłby jednak sobą, gdyby nie jechał na 110%, przez co został zapamiętany jako jeden z najlepszych kierowców w stawce. Co prawda, żadnego rajdu nie udało mu się wygrać, głównie z powodu przygód na trasach bądź awarii sprzętu, jednak w prywatnym wozie, zdecydowanie słabszym od samochodów fabrycznych, był w stanie wygrywać pojedyncze odcinki specjalne.

Obecny rok jednak odwrócił wszystko do góry nogami. Kubica poczuł, że nadszedł czas, kiedy jest gotowy do powrotu na tory wyścigowe, starał się o angaż w DTM, niemieckiej serii samochodów turystycznych, a gdy to się nie udało, chciał wykorzystać ubiegłoroczne doświadczenie z wyścigów długodystansowych i dołączyć do rywalizacji prototypów. W kwietniu i maju otrzymał szansę testów bolidu GP3 z zespołem Trident, co utwierdziło samego Roberta, jak i nas, że Polak jest na jak najlepszej drodze na powrót do rywalizacji bolidów jednomiejscowych. Wszystkich fanów Kubicy musiała jednak zszokować informacja, że będzie on miał okazję do jazdy bolidem Formuły 1. Zespół Renault długo ukrywał ten fakt przed światem, jednak na początku czerwca nasz jedynak w F1 przejechał 115 okrążeń toru w Walencji – toru, na którym po raz ostatni prowadził bolid przed wypadkiem.

Pomijając wcześniejsze próby w symulatorach, Kubica mógł po raz pierwszy zaprezentować swoje tempo, dodatkowo porównując je do Siergieja Sirotkina. Same czasy nie miały większego znaczenia, choć Polak był szybszy od kierowcy testowego zespołu Renault. Zdecydowanie ważniejszy był fakt, że Robert pokonał 115 okrążeń, wykonując pełen program testowy dla zespołu, włączając w to przejazdy kwalifikacyjne i symulację wyścigu.
– Po pierwszych trzech okrążeniach wydawało mi się, że moja przerwa nie była dłuższa niż miesiąc. Poczułem się bardzo pewnie za kierownicą. – tak swój powrót do bolidu ocenił Polak. Wydawało się, że to był jednorazowy event, zorganizowany dla Roberta, jednak doskonała forma Kubicy zmieniła te plany. Pod koniec czerwca mogliśmy go oglądać podczas pokazowych jazd w Goodwood.

Czym byłaby droga do powrotu, gdyby nie było możliwości kolejnych przejazdów bolidem F1? 12 lipca Robert testował ponownie, tym razem na torze Paul Ricard, tym samym torze, na którym za rok będziemy obserwować wyścig Formuły 1. Zespół Renault, aby móc znacznie lepiej ocenić możliwości Polaka, wielokrotnie zmieniał konfigurację toru, stosując także przejazdy w przeciwnym kierunku. Tym samym i ekipa, i sam Kubica, mogli sprawdzić jego możliwości w wielu różnych typach zakrętów. 90 pokonanych okrążeń daje pewność, że Robert wie, w jakiej obecnie dyspozycji się znajduje. Jak sam twierdzi, po tych dwóch dniach testów, moje wątpliwości całkowicie zniknęły. „Nie jeździłem jeszcze obecnym samochodem Formuły 1 i nie byłbym gotowy na Silverstone. Przetestowanie nowego auta zajmie dwa dni. To zwiększy moje szanse o 1000%.” – komentuje Polak możliwość powrotu do F1.

Zanim jednak będziemy mogli myśleć o obserwowaniu Kubicy w obecnych bolidach, musimy pamiętać o dwóch istotnych czynnikach. Polak musi posiadać superlicencję, której przyznanie zdaniem Charliego Whitinga nie będzie stanowiło żadnego problemu oraz konieczności przejścia testu „5 sekund”, polegającego na opuszczeniu bolidu w sytuacji zagrożenia w czasie nie przekraczającym tego limitu. Jak się jednak dowiadujemy, Kubica na torze Paul Ricard ten test przechodził pozytywnie.

Wszystkie informacje, które do nas docierają z testów, z wypowiedzi samego Roberta, wskazują jasno, że Polak czuje się już gotowy do realizacji jego celu, jakim niewątpliwie jest powrót do rywalizacji z najlepszymi kierowcami świata. Zespół Renault jednak studzi nasz zapał, twierdząc ustami szefa zespołu, Cyrila Abiteboula, że „jeździł dotychczas tylko starym samochodem z ograniczoną mocą silnika, na demonstracyjnych oponach, nie był poddany wymaganiom ścigania się z innymi bolidami czy w wyścigu”. Pamiętajmy jednak, że Polak ma za sobą starty w wyścigach długodystansowych czy samochodem Renault, gdzie tłok na torze jest zdecydowanie większy niż w samej Formule 1. Tam Robert radził sobie jednak bardzo dobrze, więc i podczas wyścigów w królowej motorsportu nie powinien mieć większych trudności z adaptacją do trudów rywalizacji koło w koło.

Największą trudność może sprawić Kubicy przystosowanie się do większych przeciążeń, jednak jak sam twierdził podczas wywiadu dla stacji Eleven, nie są one większe od czasów początków jego kariery w F1. Nie pozostaje nam nic innego, jak czekać na kolejne informacje o testach Roberta, bowiem wszyscy, którzy widzieli jego przejazdy, są zgodni, że Polak nie stracił niczego z jego zmysłu kierowcy wyścigowego, nadal jest tak szybki, jak przed wypadkiem i nikt, kto śledzi jego walkę, nie mógłby pozwolić na stratę tak wielkiego kierowcy, mając go na wyciągnięcie ręki. Nie napalajmy się, że zobaczymy go jeszcze w tym sezonie, jako kierowcę wyścigowego, jednak sezon 2018 może nam przynieść dosłownie wszystko. Łącznie z Robertem Kubicą w jednym z bolidów.

Rosberg niespełnionych wrażeń…

Chyba wszystkich dzisiaj zaskoczyła informacja o rezygnacji z dalszych strartów obecnego Mistrza Świata. Nico Rosberg za pomocą swojego Facebooka zakomunikował światu, że po zdobyciu tytułu kończy karierę w Formule 1. Tym samym po raz pierwszy od 1993 roku i tytułu Alaina Prosta, na starcie kolejnego sezonu nie ujrzymy obrońcy mistrzowskiej korony.

Nikt nie spodziewał się, że wyścig o GP Abu Dhabi będzie ostatnim wyścigiem Nico Rosberga w Formule 1. Tym bardziej, że niewiele ponad cztery miesiące temu Niemiec przedłużył swój kontrakt z Mercedesem. Jako oficjalny powód swojej decyzji podał spełnienie swojego celu, jakim był tytuł Mistrza Świata, i chęć szukania innych celów w swojej wyścigowej karierze. Wydawać by się mogło, że wystarczającym celem na następny rok powinna być walka o obronę tytułu. Być może Niemca odstraszyła zmiana przepisów w następnym sezonie, która może znacznie zmniejszyć szanse „Srebrnych Strzał” na walkę o zwycięstwa i końcowe tryumfy. Z drugiej jednak strony, czy właśnie nie tego oczekujemy od Mistrza Świata? Że bez względu na przeciwności, będzie starał się udowodnić niedowiarkom, że na ten tytuł zasłużył? Gdyby spytać fanów F1, czy Rosberg wystarczająco zapracował na końcowe zwycięstwo, większość odpowiedziałaby, że zdecydowanie nie. Nawet, jeśli coś jest faktycznie na rzeczy, zapewne nigdy się tego nie dowiemy z całą pewnością – o ile żaden z kierowców nie opisze tego w swojej autobiografii.

Trzeba jednak spojrzeć prawdzie w oczy. Odejście Rosberga otwiera ponownie rynek kierowców. Rynek, który wydawał się już zamknięty, zyskał miejsce w najbardziej pożądanym zespole. Trudno więc spodziewać się, że decyzję o tym, kto zasiądzie w bolidzie Mercedesa, poznamy w ciągu kilku najbliższych dni. W kuluarach najgłośni mówi się o tym, że Niemca miałby zastąpić Pascal Wehrlein, ale już powstały plotki głoszące o nieudanej próbie wykupienia kontraktu Nico Hulkenberga. Z tego też powodu należy wnioskować, że „Srebrne Strzały” będą szukać kierowcy ze znacznie większym doświadczeniem. Z całą pewnością tę sytuację należy śledzić z ogromną uwagą.

Informacja, która zszokowała wszystkich, pokazała, że nie ma kontraktów, których zerwać się nie da. Kierowca, który teoretycznie właśnie teraz ma najwięcej do udowodnienia, zrywa swoją umowę z Mercedesem i rezygnuje z dalszych startów. Wielu widzów będzie teraz uważać, że Rosberg zachował się niehonorowo, że tak Mistrzowi Świata nie przystoi. Ale… czemu Niemiec miałby się tym przejmować, jeśli na jego piramidzie wartości zdecydowanie wyżej jest chociażby rodzina? Swoich planów jak na razie nie zdradził, zamierza cieszyć się sukcesem z gronem najbliższych. A co będzie dalej? Przyszłość pokaże…

Rosberg – zasłużył, czy nie zasłużył?

Jeszcze przed zakończeniem weekendu w Abu Dhabi rozpoczęła się dyskusja czy Rosberg zasłużył na tytuł mistrzowski, czy nie. Nie przeszkadzał w nich fakt, że Niemiec jeszcze niczego sobie nie zapewnił. Więcej było głosów, że to Hamilton lepiej prezentował się w tym sezonie. A jak było naprawdę? Sprawdźmy!

Podstawowy punkt odniesienia? Klasyfikacja generalna. Tam to Rosberg był o 5 punktów lepszy. No, ale bądźmy poważni. To nikogo nie interesuje, bo każdy to widzi. Idąc dalej, zaczynają się pewne schody. Niemiec mistrzem, choć to Hamilton częściej wygrywał wyścigi (10-9 dla Brytyjczyka). W kwalifikacjach jego przewaga była jeszcze większa (12-8). To pokazuje, że w suchych statystykach najważniejsze czynniki były po stronie byłego już Mistrza Świata. Co więc przyczyniło się, że ostateczny wynik rywalizacji stał się dla niego niekorzystny?

Porównajmy ilość pecha po stronie obydwu kierowców. Zaczniemy od Hamiltona. Kiedy Rosberg w GP Chin cieszył się pustym torem przed sobą, Brytyjczyk przebijał się z końca stawki po awarii bolidu w kwalifikacjach. Później, gdy walka o mistrzowski tytuł wkraczała w decydującą fazę, Lewis nie ukończył wyścigu w Malezji. Ta ostatnia sytuacja znacząco zmieniła sytuację w klasyfikacji. zamiast zmiany pozycji na czele i 5 oczek przewagi Hamiltona, Rosberg powiększył różnicę do 23 punktów. Wielu zapyta, jak to miało wpłynąć na rywalizację, skoro do końca pozostało jeszcze 5 wyścigów? Już wyjaśniam. Po nieudanym dla Hamiltona starcie na Suzuce, zresztą kolejnym w tym sezonie, świetnym wyścigu Verstappena i bezproblemowym zwycięstwie Niemca, jego przewaga wzrosła już do 33 punktów przy 4 rundach do końca sezonu. Przy 4 wygranych Brytyjczyka i 4 drugich miejscach jego partnera z zespołu, różnica mogła zmaleć o „jedynie” 28 punktów. Przy przewadze, jaką mimo wszystko w tym sezonie miał Mercedes, bardzo trudno liczyć na to, że ktoś się wmiesza między duet „Srebrnych Strzał”. Tak też zresztą, to już wyglądało do końca sezonu.

Co do Rosberga. Poza kolizją w Austrii na ostatnim okrążeniu i nierównej walce w Kanadzie, obeszło się bez większch dramatów na przestrzeni całego sezonu. Jasne, można się upierać, że w Monte Carlo miał pewne problemy z bolidem, które uniemożliwiły mu walkę o zwycięstwo. Nie zmienia to jednak faktu, że ilość pecha jest zdecydowanie większa po stronie Brytyjczyka, który kilkukrotnie w tym sezonie musiał przebijać się z końca stawki. Hamilton też nie pomógł sobie w Baku, gdzie podczas Q3 popełnił bardzo prosty błąd rozbijając swój bolid i tracąc kilka cennych punktów podczas wyścigu.

Ten sezon wybitnie pokazał, jak działał Mercedes przez ostatnie lata. Kiedy tylko byli w stanie, starali się pomagać Rosbergowi. Może nie na tyle otwarcie, jak to wyglądało choćby w tym roku, ale modele pewnych zachowań się powielały na przestrzeni ich całej dominacji. Hamilton niejednokrotnie uderzał w cały dział kierowniczy, ale ciężko mu się dziwić – pewna „faworyzacja” była widoczna gołym okiem. Wystarczyło się tylko nieco zagłębić i proste wnioski można było wydobyć bez najmniejszych problemów.

Nie będę teraz oceniać, czy tytuł mistrzowski został podarowany ,czy nie. Rosberg ma 5 punktów więcej w klasyfikacji, więc będziemy go przez najbliższy rok nazywać Mistrzem Świata. Jedno jest pewne – do perfekcji wykorzystał okazję, która mu się nadarzyła, i za to z pewnością należą mu się gratulacje. Nie da się jednak ukryć faktu, że to Hamilton wydaje się być lepszym kierowcą, nie tylko na przestrzeni całej kariery, ale także w tym roku. Pozostaje mieć jedynie nadzieję, że w przyszłym roku, po zmianach regulaminowych, Mercedes nie będzie miał tak wielkiej przewagi i będziemy świadkami pięknej walki, na równych zasadach, wśród większej liczby kierowców. I tego się trzymajmy…